Stałam tam jak słup soli. Nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, a za chwilę mieliśmy się przedstawiać. Ciekawe jak mam to zrobić gdy w ogóle nie mogę czegokolwiek powiedzieć. To chore.
Skierowałam wzrok w górę i przewróciłam oczami. Czy los na prawdę ma taką świetną zabawę drwiąc sobie ze mnie? Co mi z tego teraz przyjdzie? Byłam przecież taka oschła a on na prawdę sympatyczny na tym korytarzu. Na czym polega mój problem? Przecież nigdy się nie stresowałam w obecności chłopaków. Zawsze byłam duszą towarzystwa, a dzisiaj kompletnie jakby zastąpiła mnie moja druga, gorsza wersja, oślepiona przez szansę zabłyśnięcia w świecie. Ha, bardzo śmieszne, teraz mogę o tym zapomnieć. Nikt nie chce mieć ponuraka w swoim zespole, z którym będzie się musiał użerać następne osiem miesięcy.
Minęła dłuższa chwila, gdy Justin zajął swoje miejsce przy stoliku, spoza którego będzie nas oceniał. Każdy z nas czekał na swoją kolej, by stanąć w swoim szeregu i zatańczyć najlepiej jak umiemy.
- Słuchajcie - powiedział stanowczo Justin - Szukamy najlepszych tancerzy, najlepszych ze wszystkich. Jestem pewien, że znajdę tu swoich trzynastu tancerzy, którzy pojadą ze mną w trasę. Po ilości osób, którzy zostali, wiem, że gdzieś tu na pewno jest tylu dobrych tancerzy. Było was kilkuset, została niecała setka, czy to nie znak? Każdy z was ma równe szanse, nie ma lepszych, nie ma gorszych, są po prostu ludzie z powołaniem i tym czymś. Tego właśnie szukamy, pasji, talentu, oddania się temu przeżyciu. Mam nadzieję, że dacie z siebie wszystko, ja w każdym bądź razie trzymam za was wszystkich kciuki. Do dzieła!- zawołał radośnie.
Ja pierdolę... Jęknęłam w głowie. Przecież nie dam temu rady, zaczęłam ciężej oddychać gdy pierwszy zespół był już w połowie choreografii. Wiedziałam, że niebawem będzie moja kolej, to się zbliża wielkimi krokami, a ja nie mogę temu zaradzić. Zawsze wszystko pod kontrolą, a dzisiaj? Dzisiaj nie mam niczego pod kontrolą. Czuję jakbym stała obok siebie. Usiadłam na krześle, upuściłam głowę między kolana i odetchnęłam głęboko. Wzięłam trzy głębokie wdechy. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech. Wszystko będzie dobrze, musi być, tak?
- Czas na zespół drugi, zapraszam wszystkie pięć osób z numerkami 111,123,164,176,199 - krzyknęła jedna z dziewczyn zza stolika jakby jurorskiego.
Wszyscy stanęliśmy w odpowiednich miejscach, tak jak uczyliśmy się w grupach.
- Gdy puścimy wam muzykę, wykonacie wszystkie ruchy, które nauczyliście się w ciągu ostatniego czasu. Po ostatnim refrenie piosenki, macie czas wolny, na pokazanie swoich umiejętności. Cały występ zostaje nagrany, dla powtórki gdybyśmy mieli wątpliwości w wyborze. Jeśli, któreś z Was zostanie przyjęte, zadzwonimy w ciągu tygodnia. Zdjęcia zgłoszeniowe jak i wasze życiorysy mamy. Czy wszyscy są gotowi?- zapytała stanowczo.
- Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
W każdym głosie z osobna słyszałam stres, rozglądałam się po sali, gdy osoby zza stolika jeszcze chwilę między sobą rozmawiały, ustalając cokolwiek. Natknęłam jego spojrzenie utkwione na mnie. Wiedziałam, że mnie pozna, już wtedy wiedziałam, że nie przejdę dalej. Równie dobrze mogłam nie startować, skoro mnie poznał. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam wzrok, czekając na zbawienie w postaci muzyki, która zajmie moje myśli.
- Zaczynamy, dajcie z siebie wszystko - dodał pocieszająco Justin po czym włączyli muzykę.
Poczułam jak moje ciało owłada energia, rytm, muzyka, to jest to po co żyję, to dlaczego tu jestem, nie jest teraz najważniejsze. Ważne, by pokazać swoje umiejętności. Wszyscy wykonujemy sekwencje jakie nam pokazano, każdy z nas ma indywidualny sposób przekazywania tego jednego ruchu inaczej, zauważyłam, że wszystkie dziewczyny w mojej grupie, nie tańczą tak płynnie jakby się wydawało. Czy to dlatego, że w moich żyłach płynie latynoska krew, czy po prostu przyszły sobie tutaj na niego popatrzeć? Dałam z siebie wszystko, po ostatnim refrenie, wykonałam salto, kilka swoich ruchów, które były oparte na poruszaniu pupą, i wiele innych rzeczy, skończyłam gwiazdą, i szpagatem. W tej pozycji zakończyłam piosenkę. Gdy wstawałam byłam z siebie ogromnie zadowolona, nie sądziłam, że zdążę wszystko przekazać w jednym układzie, a jednak, oddałam swe emocje i uczucia poprzez rytm. Udało się! Uśmiechnęłam się szeroko do swoich partnerów w tańcu, po czym wszyscy się ukłoniliśmy ze śmiechem.
- Dziękujemy wam bardzo za przybycie. Wiemy, że daliście z siebie wszystko. Jeśli któreś z was się dostanie, oczywiście odezwiemy się osobiście telefonicznie - uśmiechnęła się kobieta.
- O każdej porze możemy zadzwonić, także bądźcie czujni - dodał zabawnie Justin, a kobieta przewróciła oczyma w śmieszny sposób i pacnęła go w ramię.
Byłam spocona i jak najszybciej chciałam jechać do domu i powiedzieć o wszystkim rodzicom, opowiedzieć jak się starałam. Pierw jednak muszę pojechać na cmentarz. Odwiedzę dziadka i opowiem mu wszystko co się dzisiaj zdarzyło. Wzięłam swoje rzeczy z krzesła na tyłach, spojrzałam na wyświetlacz, który już wskazywał godzinę czternastą. Wow, siedziałam tu aż pięć godzin? Nigdy bym nie powiedziała, na tyle dobrze się bawiłam. Myślałam, że będzie źle a jednak, udało się. Wyszłam z hali, i zauważyłam biegnącą w jej kierunku znajomą mi sylwetkę. Stanęłam i podparłam się o boczki, gdy czekałam aż moja przyjaciółka podbiegnie bliżej. Margaret biegła tak szybko na ile pozwalały jej nogi,a nigdy nie była specjalnie szybka.
-I jak ci poszło? - krzyczała wpół drogi.
-Mam nadzieję, że dobrze. Nic jeszcze nie wiem, mają tydzień na podjęcie decyzji, a ja tydzień zawieszenia. Będę jak żywy trup, stresuję się, poważnie.
- Nie przejmuj się, na pewno dasz radę. Wiem jak tańczysz, musiałaś ich wszystkich wymieść. Przepraszam, że nie wstałam na czas, na prawdę, szkoła mnie wykończyła, nie dałabym rady. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, proszę!
- Oczywiście, że nie - nigdy bym nie miała jej tego za złe, wiem jaka jest i akceptuję to.
- Może dasz się w ramach przeprosin zaprosić na jakąś kawę, albo ciacho?!
- Ciastko! - chichoczę- Na ciastko chętnie, kawa już mnie nie pobudzi wystarczająco, ale cukier owszem!- dodałam stanowczo
- To chodźmy, niedaleko na pewno jest jakaś kawiarnia.
- Nie teraz! Jestem spocona i śmierdząca!
- Nie przesadzaj, ja nic nie czuję.
- W życiu tak nie wyjdę, chodźmy, proszę. Muszę się przebrać i wtedy pojedziemy na zakupy, przestanę myśleć o tym jak potoczy się moje życie, muszę znaleźć sobie zajęcia na cały tydzień, by nie rozmyślać.
- Dobra, ale potem nie narzekaj, że nie będą korki. Wszyscy skończą pracę a Ty będziesz stała.
- Przeżyję. Będę stała, ale przynajmniej nie śmierdząca- zaśmiałam się.
Poszłyśmy do auta, rzuciłam swoją torbę na tylne siedzenie, i usiadłam za kierownicą. Odpaliłam silnik i ruszyłam z parkingu do mojego domu. Zaparkowałam na sporym podjeździe i wysiadłam z auta, wzięłam ze sobą klucze od domu i z Margaret udałyśmy się do środka. Wzięłam szybki prysznic i odświeżyłam skórę, poprawiłam mój lekki makijaż i wyperfumowałam się. Przebrałam się
w zwykłe jasne jeansy, białą luźną koszulkę i trampki. Tak właśnie codziennie wyglądałam. Nie ubarwiam swojej szafy wieloma fikuśnymi kolorami, dodatkami, po prostu bazowe, bezpieczne kolory. Wróciłam do pokoju po swoją przyjaciółkę i wzięłam swoją małą torebkę przewieszaną przez ramię. Wyszłyśmy z domu i pojechałyśmy prosto do centrum handlowego. Swoją trasę po sklepach zaczęłyśmy od cukierni, gdzie zjadłyśmy po kilku ciastkach, kremówkach i deserze lodowym. Zastrzyk cukru przewidziany na cały tydzień. Weszłyśmy do kilku sklepów, gdzie zakupiłam sobie zwykłe jeansy w typie boyfriendów, nowe białe Converse niski model, i kilka białych i czarnych luźnych t-shirtów. Moja przyjaciółka kupiła sobie tylko trampki i koszulkę. Czyli jednak, wyszło na jaw moje kolejne uzależnienie jakim są zakupy. Ech. Trudno, przeżyję to jakoś, haha.
Zaniosłyśmy siatki do auta, by nie musieć chodzić z nimi po całej galerii, a to nie był jeszcze koniec naszej wizyty tam. Poszłyśmy na szybki manicure, stoisko w centrum handlowym jest bardzo oblegane, akurat trafiłyśmy na moment, gdy dziewczyny manicurzystki wróciły z przerwy i dopiero ponownie zaczęły obsługiwać, trafiłyśmy na dwie sympatyczne kosmetyczki, które jeszcze nie miały zajętych stanowisk. Zrobiłyśmy sobie hybrydy, ja postawiłam na klasyczną czerwień, zaś Margaret poszalała z kolorami. Nałożyła sobie mnóstwo neonów.
- Wiesz co, sądzę, że w tej nowej szkole już nie będziesz mogła tak szaleć- oznajmiłam jej.
- Wiem! Dlatego teraz póki mogę to szaleję z kolorami. Tam tylko pudrowy, kremowy, biały i czarny. Chyba bardziej byś się tam nadawała niż ja, pod względem kolorów - docina mi.
- Nie przesadzaj, co? Nie jestem aż taka straszna w kolorach, pasują mi.
- Inne też, nie całe życie będziesz nosiła cztery kolory - śmieje się.
- Zobaczymy- chichoczę.
Idziemy dalej zagadane między sobą, kupiłyśmy sobie po świeżo wyciskanym soku pomarańczowym, smakował wyśmienicie. Jak na moje szczęście, szczególnie tego dnia, szłyśmy tak trajkotając między sobą, że nie zauważyłyśmy grupki ludzi przed sobą. Margaret na tyle mocno trzymała swój kubek, że nie oblała jednego z chłopaków, nie to co ja, nie miałam tyle szczęścia.
Jęknęłam głośno poirytowana swoją niezdarnością, gdy moja zawartość kubka sączyła się po mojej białej bluzce.
- Przepraszam! - powiedziałam ciut za głośno- Uch, kurde, nie chciałam na prawdę. Chyba Cię nie ubrudziłam, prawda?- podniosłam wzrok ze swojej pobrudzonej koszulki i moja twarz nabrała koloru purpury.
- Chyba masz tendencję do wpadania na ludzi, prawda? - zaśmiał się Justin.
Tak to był on, chyba to byłaby ostatnia osoba, której bym się tu spodziewała, nie sądziłam, że może sobie pozwolić na takie swobodnie poruszanie się po galeriach.
- Nie, nie mam, po prostu dzisiaj był ciężki dzień i nogi już odmawiają mi posłuszeństwa. Nie zauważyłam cię po prostu.
- Nie szkodzi Izabela, nie stresuj się - złapał mnie w ramionach - Nic mi nie jest - powiedział z przesadną dramaturgią w głosie po czym zaczął się śmiać- Na ładne kobiety miło jest wpadać - puścił oczko.
- Czyli mogę nie wzywać karetki?
- Co najwyżej jednego lekarza, niech obada rany, wpadłaś z taką mocą, że mogłaś mi jakieś wewnętrzne rany spowodować- śmieje się.
- Nie przesadzajmy, dobrze?
- Justin jestem - podaje mi rękę.
- Izabela, ale to już wiesz, miło mi cię osobiście poznać.
- To mam nadzieję, że do usłyszenia- puścił ponownie oczko i poszedł ze swoim kolegą nim zebrali się dookoła paparazzi. Brakuje jeszcze tylko mojej bluzki w gazetach, która zmieniła kolor na pomarańczowy. Uciekłam razem z Margaret do auta.
- Do usłyszenia? - zapytała ciekawie moja przyjaciółka.
- Może zadzwonią w sprawie trasy, hm? Mam nadzieję, że to miał na myśli.
- Ja też! Ależ bym była szczęśliwa. Moja przyjaciółka tancerką u takiej gwiazdy! Sama będziesz gwiazdą! Przyćmisz ich tam! - bawi mnie jej entuzjazm.
- Będą się mogli opalać w blasku mej chwały?- dołączam do niej.
- Otóż to! A teraz proszę, zawieź mnie do domu! Padam na twarz. To przez ten cały entuzjazm.
- Tak, z pewnością- zaśmiałam się i puściłam jej oczko.
Wróciłyśmy do swoich domów. Było około dwudziestej, jeszcze nikogo nie było. Nie miałam z kim pogadać, może to i lepiej, nie będzie wypytywania mnie o dzień dzisiejszy i o to, jak sobie uwielbiam rozlewać sok pokątnie. Wpadłam do swojego pokoju i ściągnęłam zalaną koszulkę. Ubrałam bluzę wciąganą przez głowę z logo mojej szkoły. Założyłam legginsy i grube skarpety na nogi, wyszłam do kuchni po wodę w butelce i wróciłam do pokoju. Ogarnęło mnie zmęczenie, położyłam się na łóżku
i nie pamiętam co się dalej działo. Chyba usnęłam... Obudził mnie niemalże jakby alarm przeciwpożarowy, wyskoczyłam z łóżka i otrząsnęłam się. Była już dziewiąta rano, a dzwonił mój telefon. Nadal to robi, w mgnieniu oka odbieram nieznany numer.
- Halo? - mówię zaspanym głosem.
- Dzień dobry, czy dodzwoniliśmy się do Izabeli Gomez?
- Tak, w czym mogę pomóc?
- Chcieliśmy poinformować, że...- słyszę jakieś szmery z tyłu i przekazywanie telefonu, w tle ktoś mówi - Dawaj ten telefon, ja jej powiem- po czym słyszę zdecydowanym głosem - Izabela, jedziesz z nami w trasę!- ten głos poznaje, prześladuje mnie od dnia wczorajszego.
- Nie żartujcie sobie ze mnie, na prawdę?! Nie wierzę! Poważnie?! To niemożliwe, szczerze?! - nie umiem dobrać słów, żadne zdanie się nie klei.
- Na prawdę, wiec jesteś dalej zainteresowana?- pyta wkurzająco.
- Oczywiście, że jestem! Nigdy niczego bardziej nie chciałam - łzy szczęścia płyną po moich policzkach.
- Wiesz, że wyjdziesz z domu na osiem, dziewięć miesięcy?
- Tak, wiem. Jestem na to gotowa! Witaj przygodo - roześmiałam się.
- Witamy Cię w takim razie w naszym zespole.
- Dziękuję, już sie bałam, że będę czekała cały tydzień na decyzję.
- Miałaś najmniejsze powody do zmartwień, ty zdolna bestio - roześmiał się.
- Cieszę się, że zadzwoniliście, dziękuję!- uśmiecham się przez łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz