Zastygłam, po prostu nie wiedziałam co robić. Justin odwzajemnił pocałunek, jednakże myślałam, że z grzeczności, a on go pogłębił... Odsunęłam się.
- Przepraszam, na prawdę przepraszam, nie chciałam.
- Nie szkodzi, nie od dziś na mnie wpadasz - zaśmiał się.
I tak nagle... Rozwiał moje obawy i obrócił sytuację w żart. Uśmiechnęłam się, nadal czując ogromne zażenowanie. Nie pierwszy raz na niego wpadłam, ale żeby aż tak... Masakra. Podziękowałam mu jeszcze raz za podwiezienie. Wysiadłam z auta i poszłam szybkim krokiem do domu. Na szczęście ludzie okazali się tylko przechodniami, nie było żadnych zdjęć i nic tym podobnego.
Wszyscy w domu już spali, spojrzałam na zegarek wybijał prawie północ. Za kilka dni zaczynamy próby do koncertów. Teraz przy każdej okazji będę czuła na sobie jego oddech... Ech, to było niechcący. Czy tylko mnie się przydarzają takie sytuacje? Mam nadzieję, że nie.
Po wykąpaniu się i przebraniu do snu, ułożyłam się wygodnie w łóżku i od razu zasnęłam. Cały ten taniec, to udawanie, trochę emocji, wykończyły mnie. Odpłynęłam w krainę snów.
Rano około dziewiątej obudził mnie sms - Masz ochotę trochę poudawać? Lub po prostu spędzić czas jak przyjaciele? Potrzebuję towarzystwa...
Przetarłam twarz i przeturlałam się na brzuch na swoim wygodnym łóżku. Pomyślałam chwilę, czy iść. Chyba jednak po wczorajszym się do mnie nie zraził. Uff! Skoro chciał się ze mną widzieć to dla mnie tylko plus. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i odpisałam mu pozytywnie na wiadomość.
Będę po Ciebie za pół godziny, przygotuj się na wędrówkę, ubierz wygodne buty!
Tego samego dnia wspinaliśmy się z Justinem po górach, wchodziliśmy na górskie szlaki, męczyłam się, tak samo jak on, ale podobało mi się to. Czułam się swobodnie, czułam, że mogę przy nim jak przy kumplu spocić się, ubrudzić, że nie patrzy na mnie w żaden seksualny sposób. Wspinaliśmy się, rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się nie od dziś.
Jak dwójka przyjaciół, spędzaliśmy codziennie razem czas. No dobrze, może przesadziłam, prawie codziennie. Nie sądziłam, że on przede mną się tak otworzy. Nie myślałam, że zupełnie obca osoba może dla niego stać się kimś do kogo dzwoni o trzeciej nad ranem by powiedzieć, że miał koszmar, lub w ciągu dnia by pochwalić się nowym singlem.
Cieszyłam się każdym jego sukcesem, martwiłam porażką. Na szczęście tym drugim mniej, bo nie było ich tak wiele. Bywały dni gdy siedział u mnie od ósmej rana do północy, wyłączał telefon, relaksował się i wypoczywał. Nie przedstawiał mnie nikomu, ale uważałam, że to dobrze, nie chciałam być w jego świetle, nie chciałam być do niczego przypisywana. Jeszcze by mnie oskarżono, że go uwiodłam czy coś, by mieć same partnerowania z nim.
Miałam, ale co z tego? Byłam główną tancerką bo od początku to ja najszybciej pojęłam kroki w układach, podejmowałam pracę z choreografem i dlatego przychodziło mi to łatwo. W pracy miałam samych dobrych znajomych i samych zdolnych ludzi. Nie było nikogo kto by radził sobie gorzej. Motywowałam ich tak samo jak motywowałam Justina.
Nikt nic między nami nie podejrzewał, bo byliśmy znajomymi od początku prób, a to normalne, że ze swoim zespołem czas, prawda?
W sumie nic się nie działo, ale głupio by wyszło gdyby mi cokolwiek przysługiwali. Na szczęście miałam dookoła siebie samych dobrych ludzi i nikt nie ukrywał niczego, wszyscy mówili szczerze i otwarcie. Staliśmy się rodziną, bliską. W końcu gdy spędza się z nimi tyle czasu 24/7 przez kilka tygodni prób to się człowiek przyzwyczaja jak do swoich ludzi. Gdy w końcu zaczniemy koncerty tak samo, osiem miesięcy z tymi ludźmi, nie może być żadnej zadry,
Więc, jak wcześniej wspomniałam, mieliśmy dwa miesiące prób, padałam na twarz po każdej z nich. Codziennie potrafiliśmy tańczyć nawet do szesnastu godzin. Byłam padnięta, przed wyruszeniem w trasę mieliśmy trzy dni wolne, pierwsze dwa spędziłam w łóżku. Justin odwiedził mnie raz, resztę dni spędzał w studiu, zakańczał różne transakcje, ja zaś spałam, spałam, drzemałam, relaksowałam się. Ba, nawet na masaż poszłam. Odprężyłam się przed trasą maksymalnie, wieczór przed wyjazdem mieliśmy taką jakby mini imprezę, wszyscy tancerze, Justin i jego znajomi, trochę ludzi z jego rodziny, dostaliśmy ogromny tort czekoladowy. Przymierzaliśmy swoje stroje w których spędzimy kolejne miesiące. Ciuchy muszą być bardzo wytrzymałe jeśli mają nam starczyć na więcej niż miesiąc. Oczywiście mamy kilka zapasówek, ale kto wie co się może zdarzyć.
Zjedliśmy tort, trochę wypiliśmy, powiedzmy taka mała domówka, bardzo udana. Po drugiej byłam w domu, także całkiem na spokojnie impreza. O dziesiątej mieliśmy stawić się przed naszym studiem w którym tańczyliśmy, zapakujemy się tam do autobusu i ruszymy w trasę. Jestem niesamowicie podekscytowana!
To znaczy dla mnie wszystko, nigdy nie chciałabym tego zaprzepaścić, dlatego będę najszczerszą osobą. Będę dawała z siebie tysiąc procent, by wypaść jak najlepiej i nie zrobić ani sobie ani nikomu innemu wstydu, a jedynie napawać każdego dumą. Sami rozumiecie. W domu miałam już przygotowane trzy ogromne torby. Każda oczywiście z moimi inicjałami, takie zwykłe torby jak każdy ma w rodzinie. Okazały się nagle bardzo pakowne. Jedna walizka z ciuchami, jedna z butami, jedna z kosmetykami, bielizną, prostownicami i tego typu pierdołami. Oczywiście, wszystko niezbędne. Położyłam się spać chwilę po trzeciej.
Rano dopakowałam jeszcze tylko ładowarkę do telefonu. Na zegarku była dziewiąta trzydzieści gdy pragnęłam w końcu pożegnać się z domem na kilka miesięcy. Ale wiadomo, jak to rodzice, przytulali, wyściskali, rozpłakali się obydwoje, przez co rozpłakałam się i ja. Nawet mój brat wydawał się być poruszony tym, że wyjeżdżam, choć podejrzewam, że teraz będzie mu lepiej, bez kolejek oczywiście. Wyjechałam z domu dziesięć minut później, oczywiście spanikowana, że nie zdążę. Dzięki mamie, jak zawsze...
Dojechałam pięć minut przed czasem zbiórki, wszyscy już byli, czekali na Justina, przyjechałam dosłownie dwie minuty przed nim, dałam swoje torby do zapakowania.
Wsiedliśmy do autobusu i powiedzmy, że w miarę możliwości komfortu rozgościliśmy się. Siedziałam sobie w takiej jakby kuchni z Louisem i rozmawialiśmy. Większość czasu rozmawialiśmy o trasie, o tym jak zorganizować próby. Wszystkich będziemy budzić o świcie, a niestety kłaść się bardzo późno. Tu nie będzie przerw, cały czas trzymamy tempo.
Tak się zagłębiłam w rozmowie, że nawet nie wiedziałam kiedy ruszyliśmy, Justin z tego co mi przemknęło kątem oka, też wsiadł do środka, powiedział mi tylko ciche cześć i wszedł do swojego głównego pomieszczenia. To można powiedzieć był nasz pierwszy dzień trasy, ale także pierwszy wolny czas, położyliśmy się, każdy do swojego małego łóżka, no cóż... Na szczęście nie zawsze będziemy tu spać. Będą także hotele.
Około dwunastej wszyscy już spali, ja wychodziłam właśnie z łazienki, zamykałam za sobą jak najciszej drzwi, by nie rozbudzić ludzi. Idąc w stronę swojego łóżka poczułam dłoń na ramieniu, wzdrygnęłam się i nieomal pisknęłam, gdy poczułam jak ktoś mi przykłada rękę do twarzy.
- Ćśś, to tylko ja, nie krzycz bo ich obudzisz.
- Justin! - trzepnęłam go w ramię- Nie rób tak nigdy więcej!
- Cicho!
- Co byś chciał, na prawdę chciałabym się położyć. Wiesz, że czeka nas ciężki dzień.
- Muszę z tobą porozmawiać, czy możemy?
Kiwnęłam twierdząco głową i skierowałam się za nim do jego sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz