Przez kolejne minuty rozmawialiśmy o tym jak mniej więcej będzie wyglądała trasa. Justin był przemiły, wiedziałam jednak, że ma jeszcze kilka osób do obdzwonienia więc po około pięciu minutach rozłączyliśmy się i zeszłam na dół do rodziny.
Zobaczyłam całą rodzinkę w komplecie przy śniadaniu.
- Z kim rozmawiałaś?- zapytał stanowczo tata.
- Z ludźmi z trasy koncertowej, nic wielkiego. Nie dostałam się, chcieli mnie tylko poinformować.
- Och... Izabel, wiem, że ci teraz strasznie przykro, spróbujesz innym razem, jesteś zdolna, wszyscy o tym wiemy- wtrąciła mama z uśmiechem, który aż błyszczał kontrastowo przy jej czarnej koszuli i związanych w kucyk włosach.
- To po prostu była ogromna szansa- wkręcam im dalej.
- Przecież jeszcze nie raz pokażesz co potrafisz!- wtóruje ojciec.
- Poważnie?
- Oczywiście!
- Poważnie tato? Myślicie, że ja bym się nie dostała?! Pozamiatałam ich tam!- zaśmiałam się.
- Izabela!- krzyknęła moja matka, a mi aż rozszerzyły się źrenice- Moja córcia!- wstała i uściskała mnie mocno, po czym od razu popadła w szloch.
- O co chodzi mamo?
- Czy to znaczy, że nie będzie cię przez wiele miesięcy w domu?!
- Tak, oczywiście- potwierdziłam stanowczo.
- Ile?
- Osiem, może dziesięć miesięcy, to zależy czy dodadzą nowe miasta i państwa do trasy, to nie jest ode mnie zależne mamo.
- Nie możesz nas na tyle zostawić!- podniosła głos.
- Ależ oczywiście, że mogę. Proszę, nie wmawiaj sobie syndromu opuszczonego gniazda, czy innego czegoś takiego, bo ja i tak wyjadę, ale wrócę i znów będę przy was, w końcu tu mam dom- uspakajałam swoją mamę.
Tuliła się do mnie jeszcze dziesięć minut, nim ojciec przerwał tę niezręczną sytuację i odciągnął mamę ode mnie, po czym pojechali do pracy. Zamieniłam z tatą kilka słów, gdzie mi oczywiście gratulował i był ze mnie dumny.
Poszłam po ich wyjściu na górę, gdzie zaczęłam się szykować do wyjścia. Na dworze było dosyć chłodno. Nawilżyłam twarz, poprawiłam włosy, zakręcając je w naturalne loki, weszłam do pokoju, gdzie przebrałam się w szarą szeroką bluzę i jeansy z dziurami. Ubrałam trampki i wyszłam z domu. Postanowiłam iść odwiedzić dziadka, na cmentarzu. Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce, ale chciałam mu opowiedzieć o tym, że się dostałam. Być może jeszcze raz podziękować za to wdzięczne prowadzenie mnie na tańce.
Nigdy bym tyle nie osiągnęła gdyby nie on. Po około dwudziestu minutach spaceru byłam na miejscu, kupiłam znicz i postawiłam go na grobie.
Uh... Coraz ciężej tu przychodzić, wiedząc, że mogłoby się z kimś porozmawiać normalnie, o wszystkim. Pomodliłam się i opowiedziałam dziadkowi o wszystkim co się wydarzyło. Łzy spływały po moich policzkach, spojrzałam w niebo i pożegnałam się. Wyszłam z cmentarza i poszłam kilka przecznic dalej. Weszłam do opuszczonego budynku. Pchnęłam ciężkie stalowe drzwi, które zamknęły się za mną z hukiem. Weszłam na sam szczyt, czyli około piątego, być może szóstego piętra. Uwielbiałam tu przychodzić. Ten budynek od lat nie jest używany, a mnie tu przychodzą na myśl zawsze same dobre pomysły. Jest to moje miejsce, taka oaza spokoju, gdzie odosabniam się od wszystkich. Siadam sobie zawsze na środku ogromnego płaskiego dachu i włączam muzykę.
Wsunęłam sobie słuchawki do uszu, i stanęłam na środku dachu. Muzyka zaczęła przepełniać mnie całą. Puściłam sobie akurat piosenki Justina, skoro mam do nich tańczyć to chociaż oswoję się z rytmem, prawda? Sama sobie ustalałam kroki, i to jak moje ciało miało się poruszać. Przetańczyłam około czterech piosenek. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść. Tak po prostu. Otworzyłam oczy i omal nie spadłam z budynku. Przechyliłam się do przodu by odzyskać grunt w nogach. Wyciągnęłam momentalnie słuchawki z uszu.
- Co ty tu robisz? - zapytałam uspakajając oddech.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Przyszedłem tu by... po prostu pobyć sam.
- Em.. Zrozumiałam, okej. To nie będę ci przeszkadzała, zobaczymy się na próbach.
- Nie, nie o to mi chodziło. Oczywiście, zostań. Z resztą byłaś tu pierwsza.
- Tak... - poczułam zażenowanie, nie wiem co dalej mówić.
- Co tu robiłaś?
- Ćwiczyłam sobie. Takie tam głupotki. Tańczyłam i po prostu przebywałam w swojej samotni - uśmiecham się najszczerszym uśmiechem, a on... Odwzajemnia uśmiech. Ten perłowy uśmiech.
- Pokażesz mi kroki?
- W życiu. To tylko tak Justin, nic poważnego, ćwiczyłam dla siebie.
- Proszę? - pyta prosząco. Chyba na prawdę potrzebuje jakiegoś towarzystwa.
- Dobrze, ale nie będziesz się ze mnie śmiał?
- W życiu - przysięga i uśmiecha się do mnie kpiąco.
Przewróciłam oczami i pokazałam mu układ do jego własnej piosenki. Po dwóch razach, gdy mu powtarzałam układ, który utkwił mi w głowie, dołączył do mnie. Zrobiliśmy razem chyba ze trzy powtórzenia tego samego układu. Justin zaczął łapać układ raz, dwa. Podobało mi się to, że się tak zgraliśmy. Justin pokazał mi jeden układ, który wymyślił jego choreograf, gdzie są partnerowania, oczywiście z kobietą, uniósł mnie ze dwa razy w górę, kilka razy okręcił, pochylił przed sobą i okręcił mnie gdy kucałam, złapałam układ bardzo szybko. Kojarzę podobne sekwencje z zajęć.
Justin przyciągnął mnie przy ostatnim dźwięku do siebie, dłoń położył mi na plecach, kołysał mnie w rytm piosenki, po czym położył głowę na moim ramieniu. Poczułam dziwny dreszcz między nami, jakaś dziwna fala, jakby budził się pod moją skórą płomień, jakieś nieznajome uczucie. Spojrzałam na niego, a on dalej leżał na moim ramieniu, ze zwieszoną głową.
- Przepraszam - podniósł głowę - Poczułem się niczym na scenie, a sama rozumiesz, tam liczą się emocje, najbardziej.
- Oczywiście, rozumiem - uśmiechnęłam się ciepło.
Usiedliśmy ponownie na ziemi, rozmawialiśmy do późnego wieczora. Justin zachowywał się tak normalnie, całkowicie jakby nie był nikim rozpoznawalnym. Czułam się przy nim tak swobodnie, mogłam być sobą, już mnie tak nie onieśmielał. Zachowywałam się dosłownie jak przy starym kumplu, któremu mogłam wszystko powiedzieć. Wierzyłam wtedy, że tak jest. Opowiedziałam mu trochę o sobie, o mojej przygodzie z tańcem.
- Więc twój dziadek zapoczątkował pasję? - pytał zaciekawiony - Od którego roku życia tańczysz? Co cię skłoniło by pójść na casting?
Odpowiadałam mu na pytania najlepiej jak umiałam. Mówiłam szczerze, prosto z mostu, bez ogródek, wszystko to co mi przyszło do głowy. Justin sam wiele mi o sobie opowiedział. Na prawdę, mogłam czytać z niego jak z księgi. Kompletnie jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już dwudziestą trzecią. Wstałam gwałtownie z ziemi.
- Muszę już iść, nie sądziłam, że spędzimy tu tyle czasu.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł byś szła teraz sama.
- Niby dlaczego? Nie jestem już mała, często chodzę wieczorami sama, bez obaw.
- Nie, nie, nie. Tu nie o to chodzi - powiedział zmartwiony.
- To o co? O co chodzi Justin?
- Chodź, pokażę Ci. Pokażę swój świat. Przepraszam jeśli już nigdy nie będziesz mogła tu przyjść - spuścił głowę w dół, wziął mnie za rękę i pociągnął do barierek - Spójrz.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam około dziesięciu paparazzich, którzy czyhali na Justina na dole. Chcieli robić mu kolejne zdjęcia by je sprzedać. Pokręciłam głową.
- Jak się stąd teraz wydostaniemy?
- Napisałem już do swojego kierowcy, przyjedzie z ochroną. Wyjdziemy. Przepraszam cię, to nie tak miało się skończyć.
- Tak jest zawsze?
- Niestety, tak - widać, że mu przykro - Przyjadą i wyjdziesz pierwsza, zaraz za tobą ja. Znów będą domysły - wzdycha.
- Że co?
- Już z żadną kobietą się pokazać nie można. Od razu, że randkujemy, umawiamy się i te sprawy.
- Ach tak - uśmiecham się szyderczo.
- Nie z każdą się umawiam - wyjaśnia mi.
- Dobrze, skoro tak mówisz.
- Nie każda jest w moim typie. Poza tym... Teraz ciężko ocenić czy ktoś jest z tobą dla ciebie czy dla tego co masz- kręci zrezygnowany głową.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się ciepło - Wiem o czym mówisz. Ale to opowiem przy kolejnej naszej sesji, zgoda?
- Zgoda. Czyli w sumie jesteśmy... Umówieni?
- Przecież będziemy teraz na próbach na siebie skazani, zaczynają się niedługo. Pamiętasz?
- Tak, trasa... Pamiętam. Nie jestem pewien czy mam na to wszystko ochotę.
- Co się dzieje?
- W sumie zaczęło się jakiś czas temu...
W idealnym momencie zaczął Justinowi wibrować telefon. Wyciągnął go z kieszeni poirytowany.
- Dobrze, już schodzimy. Proszę przyjdź wprost pod drzwi.
- Dlaczego po prostu paparazzi tu nie weszli?
- Pewnie myślą, że zamknięte czy coś, albo po prostu nie chcieli się rzucać wszyscy jednocześnie, bo ktoś mógłby mieć lepsze ujęcie niż inni, byłaby wojna, dlatego pewnie czekają by mieć podobne,
- Chcesz im dać do myślenia? - zaśmiałam się.
- W sumie, nie przeszkadzałoby mi to - roześmiał się na cały głos - Więc jak? - dodał poważnie.
- Śmiało - wyciągnęłam do niego swoją dłoń. Justin chwycił ją w swoją i zeszliśmy na dół.
Justin otworzył drzwi przede mną i wyszedł pierwszy, inaczej niż ustalaliśmy. Jednakże to było przyjemniejsze. To.. Mimo, że udawaliśmy. Podobało mi się. Paparazzi od razu gdy zobaczyli Justina zaczęli robić zdjęcia, natomiast gdy zobaczyli jak jego ręka sięga do tyłu opatulając moją, wciągnęli zaskoczeni powietrze i starali się zrobić najlepsze ujęcia. Padały pytania odnośnie tego kim jestem, jak sie nazywam, co dla niego znaczę itp.
Już wiem, że nigdy nie chciałabym być dziewczyną nikogo sławnego. To musi być męczące, byś podsuwaną pod czyjeś nazwisko.
Wsiedliśmy do auta, ochrona zajęła miejsce przy kierowcy, ruszyliśmy spod budynku. Podałam adres mojego domu i włączyliśmy się do pełnego ruchu na ulicy.
- Podobało mi się to- rzucił Justin z uśmiechem na twarzy.
- Tak, mi również, ich miny były bezcenne.
- Chyba ich zszokowałaś, bo nigdy nie byli tak zdziwieni jak dzisiaj.
Uśmiechnęłam się szeroko. Droga do domu minęła nam w komfortowej rozmowie, takiej lekkiej, że atmosfera była aż przyjemna i delikatna. Zajechaliśmy pod mój dom.
- Nie pogniewasz się jeśli cię nie odprowadzę? Chyba nie chcę kolejnych zdjęć dzisiaj.
- W porządku, rozumiem, nie mam za złe. Na prawdę, jeszcze raz dziękuję.
Justin spojrzał w okno i dostrzegł kilku ludzi, nie wiem czy to paparazzi czy normalni przechodnie, ale chyba żadne z nas nie ma ochoty się o tym przekonywać. Pochyliłam się by musnąć Justina w policzek, on w tym samym momencie odwrócił głowę a nasze usta się złączyły w delikatnym pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz